Kościół we Francji - nie taki zły
Kościół Notre Dame du Taur -Toulouse* |
Tak sobie pomyślałam, że warto wspomnieć coś o instytucji Kościoła. Francja jest bardzo różna od Polski, bo nacisk na
laicyzm jest tutaj ogromny. W pracy nie mamy prawa nosić łańcuszków z symbolika
religijną, chust na głowę czy innych oznak przynależności religijnej. Z racji wielu
kultur i religii, które współżyją we Francji laicyzm jest posunięty do granic śmieszności.
W szkołach nie ma krzyży, choinek czy innych ozdób świątecznych a ktokolwiek odważy się przynieść jakąś świąteczną ozdobę zostanie niechybnie stracony w państwowej telewizji. Kościół nie
wpływa na politykę państwa –co jest akurat dobre. Ale dni wolne od pracy są
powiązane z świętami religijnymi, czego do końca nie rozumiem, bo mało kto do kościoła
chodzi a dni wolnych z okazji świąt innych religii nie ma!
Co do samego Kościoła i
niedzielnych celebracji, to kościoły świecą pustkami. Właśnie wróciłam z mszy i
było tak mało osób, że ksiądz poprosił parafian by podeszli pod ołtarz i
usiedli na siedzeniach wokół ołtarza na ambonie! Czasami zdarzy się więcej
osób, na mszy wieczornej. Samych mszy jest w ciągu dnia 2 lub 3 maksymalnie, a
każdy Francuz któremu powiecie, ze idziecie na wieczorna mszę wybałusza oczy i
pyta: „Jak to? A msza nie jest tylko rano?” Nie wiem czy to wynika bardziej z
ignorancji, ich niepraktykowania czy z oglądania amerykańskich filmów, w
których faktycznie na mszę chodzi się tylko rano.
Ja oczywiście nikogo nie zmuszam do
praktykowania i każdy może robić co chce. Sama nie jestem najgorliwszą katoliczką
i jak opuszczę mszę świat się nie zawali…. Zresztą bardzo podoba mi się ten
brak presji i rozluźnione podejście do życia religijnego, który daje ludziom
wybór. Nikt nie czuje się zobligowany przez mieszkańców miasteczka, babcie czy
rodzinę do chodzenia do kościoła.
Chciałabym powiedzieć krótko o
samej mszy i ostatnim wydarzeniu, które mnie … zaskoczyło. Kościoły we Francji
są nieodnawiane i nierzadko zniszczone w środku. Księża to bardzo sympatyczne
osoby, naprawdę zaimplikowane w życie parafialne. Msze są trochę staroświeckie,
często długie. Zawsze jest organista, który wybiera –nie wiem czy na złość czy
tak po prostu jest- najtrudniejsze do zaśpiewania smutne pieśni. Wyje jak mało
kto. Jestem pewna, że niewielu wiernych ma 8 oktawowy głos, ale może on nie jest tego
świadomy…. Chrzty są często masowe.
Jakiś czas temu byłam na mszy gdzie chrzczono 10 dzieci, w tym niemało
10-latków… Ale najbardziej zaskoczona byłam dwa tygodnie temu. Niedziela 1
lutego była ostatnią niedzielą przed świętem Ofiarowania Pańskiego, które
przypadało na 2 lutego –poniedziałek. Ksiądz mówi, że będziemy to świętować
dzisiaj. Wszyscy mieli zebrać się przy wejściu do kościoła. Każdy dostał białą świeczkę,
która potem zapaliliśmy jedna od drugiej. Kościół w którym byłam był bardzo
stary i mroczny (ale jednocześnie piękny) i ten mały tłumik ludzi ze świecami
maszerujący przez środek kościoła wyglądał zjawiskowo. Żałowałam, że nie miałam
aparatu. Po mszy, ku mojemu zdziwieniu, na końcu kościoła został postawiony
stoliczek z przekąskami, chipsami i paluszkami, po prostu mały „ francuski apéro”.
Zaraz przy wyjściu stał ksiądz i jak chciałam niepostrzeżenie wyjść przydybał
mnie i mówi : Mały kieliszek Muscat (rodzaj słodkiego białego wina ). Patrzę na
niego i oczy wybałuszam. Myślę sobie nie no, ksiądz będzie mi serwował winko na
koniec mszy! Tego jeszcze nie było! On dalej: Allez allez, mały kieliszek.
Zgadzam się i dostaję wino w plastikowym kubeczku. Piję, obserwuje wszystkich
pijących parafian dyskutujących między sobą i z uśmiechem na twarzy opuszczam świątynię.
Takie msze mogłyby być częściej!
*źródło zdjęcia: źródło : http://www.eos-numerique.com/forums/f39/notre-dame-du-taur-toulouse-196778/
Komentarze
Prześlij komentarz