Antykoncepcja hormonalna we Francji. Dlaczego sukces prawa Neuwirth przerodził się w porażkę?

 


Antykoncepcja hormonalna we Francji to temat bardzo złożony i ciekawy. Podejście do niego jest zupełnie inne niż np w Polsce. Dzisiaj Francja szczyci się łatwym dostępem do antykoncepcji, która jest wyrazem wolności kobiet. Zaskakujące jest jednak to, jak prawo o które walczyły Francuzki od lat 20 stało się ich nowymi kajdanami. Jak coś, co miało być wyzwoleniem i oznaką kobiecej siły, na naszych oczach przeradza się w straszny chichot losu.

TROCHĘ HISTORII

1920

Ustawa z 31 lipca 1920 roku zabrania usuwania ciąży (aborcji) i namawiania do antykoncepcji. Takim sposobem Francja starała się zaradzić na niski przyrost naturalny i na straty poniesione podczas I wojny światowej.

1956

W 1956 roku Grégory Pincus, amerykański profesor z Harvardu, wynajduje tabletkę antykoncepcyjną (Enovid). Era koncepcji hormonalnej się zaczęła. Na początku tabletki przepisywane są wyłącznie w celach leczniczych, np w celu wyregulowania cyklów menstruacyjnych. 

1960

W 1960 roku powstaje organizacja Planning Familial, którego celem jest informowanie i szkolenie w zakresie seksualności, obalenie prawa z 1920 roku i import produktów antykoncepcyjnych. 

1967

28 grudnia 1967 jest uznawane za historyczną datę we Francji, ponieważ własnie tego dnia generał de Gaulle podpisał prawo zezwalające na dostęp do antykoncepcji hormonalnej na receptę. Prawo to, zwane prawem Neuwirth, zostało tak nazwane od jego twórcy Lucien Neuwirth'a. któremu udało się przekonać de Gaulla do prawa, któremu był wcześniej przeciwny. Dostał nawet przydomek "Lulu la pilule'' (pol. Lulu pigułka).

1974

Od 1974 roku pigułki antykoncepcyjne są finansowane przez ubezpieczenie społeczne. Pozwoliło to na dostęp do antykoncepcji biedniejszym warstwom społecznym. Autorką tego prawa jest Simone Veil.

1975

17 stycznia 1975 roku, to kolejna po 1967 roku data, którą warto zapamiętać. Jest to dzień w którym zatwierdzono prawo do aborcji (fr IVG -Interruption volontaire de grossesse). Prawo to jest zwane prawem Veil, od Simone Veil, minister zdrowia, która była jego twórczynią.

1999

Od tego roku pigułka po (72 godziny) jest dostepna w każdej aptece bez recepty. Jest to odpowiedź na badania ginekologa Israël Nisand, który stwierdza brak wiedzy seksulanej wśród nastolatków, którzy z powodu niewiedzy zachodzą w niechcianą ciążę. 

2012

To rok w którym wybuchł skandal związany z Marion Larat. Jest to 19 latka, która dostała wylewu i zapadła w śpiączkę. Po przebudzeniu, musiała przejść 9 operacji, miesiące rekonwalescencji by na nowo nauczyć się mówić, chodzić, jeść. W 2010 roku okazało się, że ma ona wadę genetyczną zwaną trombofilia. która sprawia, że ma dużą skłonność do tworzenia zakrzepów. Jako że tabletki antykoncepcyjne zwiększają krzepliwość krwi, Marion w ogóle nie powinna ich brać. Udowodniono zatem, że tabletki byłu bezpośrednim powodem jej wylewu. Marion walczyła potem przeciwko najnowszym tebletkom 3ej i 4ej generacji. Od tej pory francuscy ginekolodzy bardziej uważają komu przepisują te tabletki i jeśli tylko wspomnicie, że np macie migreny lub inną przypadłośc każą Wam zrobić skan mózgu i inne badania, by upewnić się, że nie tworzycie zakrzepów. Przepisują teraz też raczej tabletki 1ej lub 2ej generacji, które nie mają takich właściwości jak te, które zaszkodziły Marion.


 I CO TE PRAWA NAPRAWDĘ DAŁY FRANCUZKOM?

Możnaby zatem pomyśleć, żyć nie umierać. Darmowa łatwo dostepna antykoncepcja. Dostep do aborcji. Kobiety powinny czuć się tutaj wolne i rozumiane. A jednak niejest idealnie! Dlaczego? Jak każdy system i ten niestety został wypaczony. 

Każda Francuzka, którą znam jest lub była na antykoncepcji hormonalnej praktycznie od 13 roku życia. Wiele z nich nie rozumie jak ciało reaguje na owulacje, czy inne etapy cyklu miesiączkowego, bo nigdy tego nie doświadczają (do czasu gdy chca zajść w ciążę). Wiele z nich łyka tabletki od lat nie wiedząc nawet dokładnie jak oddziałuja one na organizm. Często, mówi się, że przepisywanie tabletek w tak młodym wieku ma na celu zwalczenia problemów ze skórą, jednak żadko któraś z nich próbowała dbania o skórę kosmetykami, czy zdrową dietą, tylko od razu dostają tabletki. Pomińmy fakt, że w wieku dojrzewania problemy z skóra nie powinny nikogo niepokoić. Nie mam nic do antykoncepcji hormonalnej i uważam, że ma ona zarówno zalety i wady, ale tutaj mam wrażenie, że jej stosowanie jest normą, a czasem prawie nakazem! 

Żadna ginekolożka czy ginekolog z którym rozmawiałam ja czy moje koleżanki, nie rozumie jeśli się jej/jemu powie, że nie chce się brać tabletek. Zawsze są w szoku i będą Was od tej decyzji odwodzić. Niektórzy nawet zagalopują i zapytają: ale dlaczego? A jak odpowiecie, "bo nie potrzebuję", znajdą mnóstwo argumentów popierających tabletki i potrzebę ich brania. Niektórzy wręcz wydają się zaskoczeni, że jakakolwiek inna metoda antykoncepcji może działać. Tabletki biorą singielki, matki, żony i kochanki.

Mimo przepisywania hormonów jak cukierki, nie ma absolutnie żadnej edukacji mówiącej o działaniu, pozytywnych i negatywnych skutkach ubocznych brania tabletek. Do tabletek będzie Was namawiał każdy ginekolog. Co gorsze, mam znajomą, która po latach postanowiła przestać brać tabletki. Jej mama do dziś nie rozumie jej decyzji i ciągle jej powtarza, że ona i jej babcia walczyły o to by miała dostęp do tych tabletek. I tak jak bardzo rozumiem tę walkę i cieszę się z jej wyniku, to przecież walczono chyba o dostęp i WYBÓR a nie nakaz brania tablektek! Zresztą argument walki jest przytaczany bardzo często, jakby to, że ktoś wywalczył dostęp do antykoncepcji równał się z automatycznym nakazem jej brania w celu honorowania tej walki.

Francuzi są tak przyzwyczajeni, że wszystkie kobiety są tutaj na tabletkach, że dziwnym trafem żaden z nich nie czuje sie dobrze w prezerwatywie, ma problemy z hydrauliką gdy ją nosi itp... (Na dodatek we Francji odsetek chorób przenoszonych drogą płciową niebezpiecznie wzrasta od 2000 roku).

Tabletki należy brać od razu po ciąży i nikt nie będzie nawet za bardzo omawiał innych sposobów antykoncepcji. Kolejna koleżanka, kiedy poszła na zajęcia po porodzie, z 1 godzinnych zajęć, 40 minut było poświęcone jakie tabletki brać po ciąży.

Smutne jest to, że coś co miało dać kobietom wolność, w efekcie im te wolność odbiera, bo od dziecka matki babki i ginekolodzy (którzy swoją droga muszą zbijać kokosy na tysiącach recept na takie czy inne tabletki) wmawiają im, że jedynym słusznym sposobem funkcjonowania jest funkcjonowanie na hormonach, które przecież nie są obojętne naszemu zdrowiu. Każdy ma prawo brać tabletki i bardzo dobrze, że jest do nich swobodny dostęp, ale we Francji miałam często wrażenie, że "trzeba" je brać.

Wydaje się jednak, że nie wszystko stracone i konsekwentna edukacja seksualna pozwoliłaby młodym dziewczynom i ich matkom lepiej zrozumieć działanie tabletek i stosować, że z wiekszą świadomością. Problem w tym, że ta edukacja też kuleje.

Edukacja seksualna (l'éducation à la sexualité)

Artykuł 22 prawa Aubry z 4 lipca 2001 zakłada, że każdy uczeń powinien mieć zapewnione 3 seanse edukacji seksulanej (czy wychowania do życia w rodzinie) między szkołą podstawową i liceum. Tu o dziwo, nawet we Francji wzbudza to niemałe wzburzenie czy zamieszanie i można gdzieniegdzie przeczytać, że na tych zajęciach dzieci w podstawówce będa uczone masturbacji. Jest to oczywiście totalną bzdurą, ale sama byłam świadkiem wielkiego monologu jednego znajomego, który jako rodzic twierdził, że jego dziecko nie ma potrzeby uczyć sie o seksie w podstawówce. Oczywiście gdyby przyjrzał sie programowi, zrozumiałby, że na tych zajęciach nikt nikogo nie uczy masturbacji i nie mówi o seksie 4 latkom, ale że te zajęcia są dopasowane do wieku i pomagają dzieciom zrozumieć swój własny obraz, role w społeczeństwie, równość między dziewczynkami i chłopcami. Ale co tu oburzonemu tacie tłumaczyć, on wie lepiej. Oczywiście nastolatkom tłymaczy się również tematy ściśle związane z seksem.

Ale moi drodzy, jak bardzo optymistycznie wygląda, to nie zawsze to co jest na papierze, jest zgodne z rzeczywistością. Kiedy zapytałam moich znajomych czy mieli w szkole coś na kształt wychowania do życia w rodzinie, powiedzieli, że mieli jedną godzinną lekcję w wieku 13-14 lat i że pokazano im tylko jak założyć prezerwatywę. Mężczyźni mówili mi, że w ogóle nie przygotowano ich by mogli zrozumieć funkcjonawanie kobiecego ciała, ciąży, miesiączek czy w ogóle by jakikolwiek temat zgłębiano... Pomyślałam sobie, może się to teraz zmieniło, ale póki co statystyki nie są zbyt zachęcające, ponieważ  badania z 2015 roku prowadzone przez Komisję na rzecz równości kobiet i mężczyzn (HCU-Haut conseil à l'égalité entre les femmes et les hommes) na 3000 placówek pokazały, że 15% szkół, 4% gimnazjów i 11,3% liceów nie przeprowadziły ani jednego seansu edukacji seksualnej*. 

Może potrzebna jest kolejna walka, tym razem o edukację i świadomość praw które zostały wywalczone w 1967 roku? 

 

 

* https://www.lejdd.fr/Societe/Education/education-sexuelle-a-lecole-ce-que-vont-apprendre-nos-enfants-3748817

Komentarze

Popularne posty